
"Prawda o Holokauście nie może umrzeć. Nie wolno jej zniekształcać i instrumentalizować dla jakichkolwiek motywów" - pisze prezydent Polski. List otwarty Dudy opublikowały czołowe światowe dzienniki - amerykański "Washington Post", francuski "Le Figaro" i niemiecki "Die Welt". To część kampanii edukacji historycznej "The Truth That Must Not Die" (pol. "Prawda, która nie może umrzeć"). Jej celem jest informowanie światowej opinii publicznej o rzeczywistej roli Polski w drugiej wojnie światowej i przeciwdziałanie fałszowaniu prawdy historycznej.
Data publikacji listu prezydenta Dudy jest nieprzypadkowa. Przypada na dzień rozpoczęcia V Światowego Forum Holokaustu, współorganizowanego i finansowanego przez mocno powiązanego z Kremlem oligarchę i biznesmena - Wiaczesława Kantora (w Izraelu znanego pod imieniem Mosze). Nikt nie mówi tego oficjalnie, ale nie jest tajemnicą, że odbywające się w Jerozolimie uroczystości mają być konkurencją dla zaplanowanych na 27 stycznia oficjalnych obchodów 75. rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz Birkenau.
Atmosferę dodatkowo podgrzewa fakt, że chociaż polski prezydent został zaproszony do Jerozolimy, to mimo usilnych starań polskiej dyplomacji, odmówiono mu prawa głosu. To samo prawo głosu przewidziano jednak dla prezydenta Rosji Władimira Putina. Rosyjski przywódca w ostatnim czasie prowadzi rewizjonistyczną ofensywę na gruncie polityki historycznej, o czym Polska przekonała się w grudniu ubiegłego roku.
To wówczas Putin oskarżył nasz kraj o rozpętanie drugiej wojny światowej - miało do tego dojść m.in. z powodu zajęcia przez Polskę w 1938 roku Zaolzia - zupełnie zrzucając winę z tego tytułu z ZSRR, który podpisał nawet w tym celu z III Rzeszą słynny pakt Ribbentrop-Mołotow. Co więcej, w swoim grudniowym wystąpieniu Putin niejednokrotnie zarzucił Polsce antysemityzm, a nawet rasizm.
Jechać czy nie jechać?
W tym kontekście decyzja prezydenta Dudy o uczestnictwie w V Światowym Forum Holokaustu miała szczególną wagę. Gdyby głowa polskiego państwa otrzymała tam prawo głosu, wybór byłby oczywisty - należało jechać. Prawa głosu naszemu prezydentowi, a tym samym Polsce, jednak odmówiono. Przyznając je zaś Putinowi, organizatorzy jasno określili swoje stanowisko w niniejszym sporze o prawdę historyczną.
Złudzeń co do tego nie mają nawet publicyści izraelskiego dziennika "Haarec" - Ofer Aderet i Anszel Pfefer. W jednym z niedawnych podcastów organizującego Forum Mosze Kantora określili wprost "żydowskim impresario Putina". Jasno dali też do zrozumienia, że cała impreza ma na celu propagowanie rewizjonistycznej wersji historii rodem z Kremla.
Nikt nie wspomni, że przez pierwsze dwa lata wojny Rosja sowiecka współpracowała z nazistowskimi Niemcami, nikt nie wspomni o innych, mniej wygodnych faktach dotyczących Armii Czerwonej
- ocenił Pfefer.
Takiego scenariusza obawiają się również w Białym Domu, o czym przed paroma dniami pisał Eli Lake na łamach "Bloomberga". Dziennikarz przytacza swoje rozmowy z wysokimi urzędnikami administracji prezydenta Donalda Trumpa. Waszyngton obawia się, że "wydarzenie zostanie odebrane jako zwycięstwo Kremla, który w ostatnich latach stara się wzmocnić propagandę, przedstawiającą Polskę jako sprawcę, a nie ofiarę drugiej wojny światowej".
To pokazuje, przed jak trudną decyzją stał prezydent Duda, ważąc racje za udziałem w Forum i za zbojkotowaniem tej imprezy. Ostatecznie zwyciężyła opcja, żeby do Jerozolimy nie jechać. Z dyplomatycznego punktu widzenia jest ona jak najbardziej do obrony. Jako państwo nie chcemy brać udziału w propagandowym teatrzyku Kremla, w którym Polskę obsadzono jako chłopca do bicia. Zważywszy na tematykę Forum, jest to też mocny wyraz naszej dezaprobaty dla prób przepisywania historii drugiej wojny światowej. Wreszcie, w oczach administracji prezydenta Dudy, wyjazd mijał się z celem, skoro Polskę pozbawiono prawa głosu. Wobec padających z ust Putina kłamstw nie moglibyśmy się nawet bronić.
To wszystko racja, ale gdyby prezydent Duda zdecydował się w Jerozolimie jednak pojawić, też z łatwością można by taki ruch obronić. Przede wszystkim jako akt odwagi i stawienie czoła próbującemu zmieszać nas z błotem upadłemu imperium. Po drugie, nic o nas bez nas. Co prawda nie mielibyśmy prawa głosu na samym wydarzeniu, ale bylibyśmy na miejscu. Dawałoby nam to możliwość błyskawicznej reakcji na ewentualne kłamstwa Kremla, a także otwierało pole do zakulisowych rozmów z przedstawicielami naszych sojuszników - Stanów Zjednoczonych, Niemiec i Francji. Wreszcie, byłby to test dla samego prezydenta Dudy i jego niezłomności, o której niegdyś uwielbiał wspominać. Nie sztuka jest być niezłomnym, kiedy wszystko rozgrywa się na własnych warunkach. Sztuką jest pokazać niezłomność, kiedy gra się na podwórku rywala, a mimo tego stawia opór i wyjeżdża z tarczą. Takie zwycięstwo byłoby dla Dudy bezcenne w kontekście trwającej kampanii prezydenckiej.
Są też opcje pośrednie, niezależne od tego, czy polski prezydent na Forum by się pojawił, czy nie. Jedną z nich mogłoby być wywalczenie prawa głosu dla jednego (lub wielu) ocalonych z obozów zagłady. Zadbanie o to, żeby to oni, uczestnicy i naoczni świadkowie tamtych makabrycznych wydarzeń, opowiedzieli o prawdziwym obliczu drugiej wojny światowej. Wojny, w której Polska była jedną z dwóch największych ofiar, w żadnym razie agresorem czy sprawcą.
Walka z kremlowskim kłamstwem
Oskarżenia Putina pod adresem Polski o nacjonalizm i rozpętanie drugiej wojny światowej mają scementować wokół Kremla kraje dawnego ZSRR. Pokazać im, że poza Kremlem nie ma dla nich geopolitycznych alternatyw. W polityce wewnętrznej przedstawianie Rosji (czy wcześniej ZSRR) jako zwycięzcy wojny i wybawiciela Zachodu legitymizuje kolejnych rosyjskich przywódców i wzmacnia ich polityczną pozycję. Jednocześnie daje poczucie narodowej dumy, która przynajmniej na jakiś czas przesłania codzienne, krajowe problemy. Z kolei oskarżenia Polski o antysemityzm mają osłabić naszą pozycję na Zachodzie, gdzie tego rodzaju zarzut jest jednym z najcięższych, jakie mogą zostać sformułowane.
Jakie cele Kremla by nie były, zakłamywanie historii trzeba zawsze nazywać zakłamywaniem historii. W niedawnym wywiadzie dla "Financial Times" zrobił to zresztą prezydent Duda.
Niektórzy twierdzą, że jest to propagandowe hybrydowe działanie wojenne. Niektórzy eksperci twierdzą, że słowa Putina są używane na potrzeby wewnętrznej propagandy. Dla nas nie robi to żadnej różnicy. Dla nas liczy się to, że to historyczne kłamstwo jest rozpowszechniane na całym świecie. A my absolutnie nie możemy tego zaakceptować
- ocenił polski przywódca.
Ocenę polskiego prezydenta podzielają zresztą nasi zachodni partnerzy (m.in. Niemcy), a także społeczność żydowska.
Dla mnie to jest tragiczne; oczywiście można prowadzić gry polityczne, ale nie na Auschwitz. To, co mówi prezydent Putin, to jest kłamstwo
- przyznał w rozmowie z Polską Agencją Prasową Naczelny Rabin Polski Michael Schudrich.
Co ważniejsze, mimo olbrzymich wysiłków Putina, jego historyczna propaganda nie przekonuje (przynajmniej na razie) zachodniej opinii publicznej. Pokazuje to najnowszy sondaż United Survey przeprowadzony dla "Dziennika Gazety Prawnej" i RMF FM. Zapytano w nim Polaków, Brytyjczyków, Niemców, Francuzów i Włochów o polski wątek w drugiej wojnie światowej.
Wszystkie wspomniane nacje są przekonane o tym, że Polacy byli ofiarami działań wojennych (85-100 proc. wskazań, bez uwzględnienia odpowiedzi "nie wiem"). Zdecydowana większość badanych (od 68 do 92 proc.; bez uwzględnienia odpowiedzi "nie wiem") jest też zgodna, że druga wojna światowa rozpoczęła się od agresji niemiecko-radzieckiej na Polskę we wrześniu 1939 roku. Jeszcze więcej respondentów (75-87 proc.; również bez odpowiedzi "nie wiem") uważa, że ZSRR walcząc przeciwko III Rzeszy przy okazji podbiło i podporządkowało sobie kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Uczestnicy badania nie mają też wątpliwości, że Polacy ratowali w trakcie wojny Żydów, a nie byli ich oprawcami (63-98 proc. wskazań).
Gambit Dudy
Propaganda Putina trafia więc na solidny opór w zachodnich społeczeństwach. Przynajmniej na razie. Polska i kraje Zachodu muszą jednak dać jej też odpór na gruncie politycznym i dyplomatycznym. To prawdziwy sprawdzian dla siły polskich sojuszy i naszej pozycji w europejskiej i światowej polityce.
Zdaniem prof. Pawła Kowala nasi sojusznicy dali się zwieść rosyjskiej dyplomacji:
Ów sprawdzian dotyczy przede wszystkim naszych relacji ze Stanami Zjednoczonymi. Nie sposób nie dostrzec, że do Jerozolimy pojechał wiceprezydent Mike Pence, podczas gdy kilka dni później na oficjalnych uroczystościach w Auschwitz Waszyngton będzie reprezentować Sekretarz Skarbu USA Steven Mnuchin. To wyraźna różnica. Pozornie niepokojąca.
Pytanie, czy w razie prób zakłamywania historii II wojny światowej wiceprezydent Pence i jego ludzie obecni w Jerozolimie powiedzą stanowcze "Nie" i staną nie tyle w obronie Polski, co w obronie prawdy o historii najnowszej Zachodu. Jeśli tak, polsko-amerykański sojusz zda jedną z poważniejszych prób w swojej historii. Jeśli nie, boleśnie i na oczach całego świata przekonamy się, że dla Białego Domu jesteśmy sojusznikiem drugiej albo i trzeciej kategorii. Dobrym do robienia interesów, na których zyskuje amerykańska gospodarka, ale niewiele poza tym. To samo, choć już w nieco mniejszej skali - obecna ekipa rządząca stawia bowiem przede wszystkim na sojusz z Amerykanami - tyczy się reakcji przywódców Niemiec i Francji, którzy będą na Forum.
Jeśli Putin sięgnie po kolejne kłamstwa i ponownie spróbuje zdyskredytować Polskę w oczach świata, do działania zmuszony będzie prezydent Duda. Jego ludzie zapewniali, że zaplanowane na 27 stycznia wystąpienie głowy państwa nie będzie mieć charakteru konfrontacyjnego względem Kremla. To może się jednak dynamicznie zmienić. To od słów Putina i reakcji Pałacu Prezydenckiego zależy, czy decyzja o zbojkotowaniu Forum zostanie odebrana jako słuszna i skuteczna, czy błędna i obarczona potężnymi konsekwencjami.
Nie możemy sobie dawać pluć w twarz
- przyznał dopiero co na antenie Polskiego Radia premier Morawiecki, pytany o nieobecność prezydenta Dudy w Jerozolimie. Co do tego, pełna zgoda. Jednak patrząc czysto politycznie, obóz władzy nie może pozwolić sobie tutaj nawet na pół fałszywego ruchu. Jeśli sprawy przybiorą niekorzystny dla Polski obrót, groźne pohukiwania i buńczuczne wymachiwanie szabelką mogą nie wystarczyć nawet do przekonania zwolenników "dobrej zmiany".
https://news.google.com/__i/rss/rd/articles/CBMieWh0dHA6Ly93aWFkb21vc2NpLmdhemV0YS5wbC93aWFkb21vc2NpLzcsMTE0ODg0LDI1NjI1ODUyLHctc3RhcmNpdS16LXB1dGluZW0tcHJlenlkZW50LWR1ZGEtbXVzaS1wb2themFjLW5pZXpsb21ub3NjLmh0bWzSAXhodHRwOi8vd2lhZG9tb3NjaS5nYXpldGEucGwvd2lhZG9tb3NjaS83LDExNDg4NCwyNTYyNTg1Mix3LXN0YXJjaXUtei1wdXRpbmVtLXByZXp5ZGVudC1kdWRhLW11c2ktcG9rYXphYy1uaWV6bG9tbm9zYy5hbXA?oc=5
2020-01-23 11:52:00Z
52782073467631
Bagikan Berita Ini
0 Response to "W starciu z Putinem prezydent Duda musi pokazać niezłomność. Inaczej pogrąży siebie, PiS i państwo polskie - Gazeta.pl"
Post a Comment