Search

Timmermans blisko stanowiska szefa Komisji Europejskiej. Dla PiS-u byłby to scenariusz rodem z koszmaru - Wiadomosci Gazeta.pl

Jedność, solidarność, spójność - tak przyszłość Unii i szanse na wyciągnięcie jej z kryzysu widzą najpotężniejsze grupy polityczne w Parlamencie Europejskim. To nieformalne porozumienie ponad podziałami dało się zauważyć podczas ostatniej debaty kandydatów na stanowisko szefa Komisji Europejskiej. Chadecy (Europejska Partia Ludowa), socjaliści (Partia Europejskich Socjalistów) i liberałowie (Porozumienie Liberałów i Demokratów na rzecz Europy) byli zaskakująco zgodni co do tego, że Wspólnota skłócona i podzielona nie przetrwa.

Radykałowie groźni, ale...

Zwłaszcza w obliczu rosnącego zagrożenia ze strony coraz silniejszych populistów i nacjonalistów. To właśnie zyskujące na znaczeniu radykalne ruchy i ugrupowania - w Brukseli nierozłącznie kojarzone z takimi nazwiskami jak Matteo Salvini, Marine Le Pen, Viktor Orbán czy Jarosław Kaczyński - są dziś głównym przeciwnikiem "starych partii" i zwolenników liberalnej demokracji.

Wyzwanie jest z gatunku poważnych, ale w odróżnieniu od sytuacji sprzed chociażby roku na europejskich salonach nikt go już nie demonizuje. W rozmowach z urzędnikami i zagranicznymi korespondentami stale powraca wniosek, że chociaż radykałowie w majowych eurowyborach zyskają na sile, to jednak w parlamencie przyszłej kadencji wciąż będą mogli liczyć maksymalnie na 20-25 procent głosów. Dużo, ale za mało, żeby wywrócić Unię do góry nogami czy choćby zmienić ją od środka w sposób demokratyczny (to najnowszy plan eurosceptycznych ugrupowań).

Słuchając kandydatów do fotela szefa Komisji Europejskiej można było odnieść wrażenie, że unijni technokraci oswoili się już nawet z osobą wicepremiera Włoch - Matteo Salvinim - i eurosceptycznej międzynarodówki, którą wciąż próbuje on stworzyć. W Brukseli i Strasburgu mało kto daje wiarę temu, że taki projekt rzeczywiście się zmaterializuje.

Debata kandydatów na szefa Komisji EuropejskiejDebata kandydatów na szefa Komisji Europejskiej Fot. Francisco Seco / AP Photo

Z kilku powodów, które za tym przemawiają, najważniejszym z pewnością jest ten, że chociaż eurosceptyczne partie lokalnie zyskują na sile, to patrząc globalnie wyborcy w ich krajach są raczej zadowoleni z Unii. Próba jej rozmontowania czy istotnego osłabienia mogłaby oznaczać niemiłe konsekwencje w wyborach krajowych. Takiego ryzyka żaden polityk nie podejmie, czego dowód mamy m.in. w proeuropejskim zwrocie PiS-u w ostatnich tygodniach.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują więc, że eurokraci z radykałami zrobili to, co robią z większością kwestii, którymi się zajmują - może powoli, może nieefektownie, ale rozpracowali ją. Czołowe figury w brukselskiej układance mają dzisiaj świadomość, że populiści i nacjonaliści są po prostu częścią aktualnego krajobrazu politycznego. Czy to się komuś podoba, czy nie. Nie ma zatem sensu płakać nad rozlanym mlekiem, tylko trzeba podjąć konkretne kroki, żeby ich wpływy dalej się nie zwiększały.

"Pancernik" na pole position

Jednym z kluczowych ruchów w tym względzie będzie niewątpliwie obsada najważniejszych unijnych stanowisk. Przede wszystkim przewodniczącego Komisji Europejskiej, czyli kogoś w rodzaju premiera Unii Europejskiej. Spośród ośmiu polityków zgłoszonych do tej funkcji przez największe frakcje w europarlamencie, od samego początku na pole position znajdował się duet Manfred Weber (Europejska Partia Ludowa) i Frans Timmermans (Partia Europejskich Socjalistów, aktualny wiceszef KE). Obaj od wielu tygodni objeżdżali kolejne unijne kraje, rozmawiając z ludźmi o swojej wizji Wspólnoty i programie dla Unii.

Na finiszu eurokampanii wydaje się, że szala przechyla się na stronę Holendra, który ze względu na swoją nieustępliwość i skuteczność ma w Brukseli przydomek "Pancernik Timmermans". Przy mało wyrazistym i niegrzeszącym charyzmą Weberze to cenne zalety. 58-letni Timmermans jest też politykiem niezwykle doświadczonym (były poseł kilku kadencji holenderskiego parlamentu, były szef holenderskiej dyplomacji, wiceszef Komisji Europejskiej), mającym w Brukseli autorytet i opinię skutecznego gracza, co w trudnych dla Unii czasach jest atutem nie do przecenienia.

Frans Timmermans: Polacy bardziej ufają UE niż własnemu rządowiFrans Timmermans: Polacy bardziej ufają UE niż własnemu rządowi Fot. Jakub Włodek / Agencja Gazeta

Ponadto obecnie wszystkie najważniejsze stanowiska w Unii - przewodniczący Parlamentu Europejskiego, przewodniczący Komisji Europejskiej i przewodniczący Rady Europejskiej - znajdują się w rękach chadeków (Antonio Tajani, Jean-Claude Juncker) lub polityków wywodzących się z EPL (Donald Tusk). Zmiana warty i ustąpienie pola socjalistom wydaje się naturalne, a największe szanse na któreś z powyższych stanowisk ma właśnie Timmermans. Zresztą gdyby o wyborze na szefa Komisji Europejskiej decydował przebieg i wrażenie po ostatniej debacie kandydatów Holender już teraz mógłby tytułować się "unijnym premierem".

Timmermans, czyli koszmar PiS-u

W przypadku jesiennego zwycięstwa PiS-u w wyborach parlamentarnych nominacja Timmermansa na szefa KE byłaby najgorszą możliwą informacją. W twardym elektoracie partii władzy Holender jest wrogiem publicznym numer jeden, bo z polskim rządem od samego początku postępuje twardo i zdecydowanie. Rozlicza z konkretów, nie z obietnic. Nie nabrał się nawet na manewr ze zmianą premiera i szefa dyplomacji, co miało pozwolić Nowogrodzkiej wyciszyć konflikty z Unią przed wyborczym maratonem.

O sporze z polskim rządem przypomniał nawet w rzeczonej debacie.

Po trzech latach ostrych konfliktów Komisji Europejskiej z polskim rządem, poparcie dla Unii Europejskiej w Polsce jest wyższe niż trzy lata temu

 powiedział. I dodał: - Polacy chcą być częścią tej wspólnoty wartości.

Jednak "wspólnotę wartości" Timmermans i polski rząd rozumieją krańcowo różnie. Holender mówił o wyrównywaniu szans kobiet i mężczyzn na rynku pracy, ochronie praw kobiet czy bezwarunkowym poszanowaniu praworządności. Na Nowogrodzkiej na pewno nie spodobały się też jego słowa o potrzebie europejskiej solidarności w kwestii migracji. Był to oczywisty przytyk do krajów Europy Wschodniej, które nie chciały się zgodzić na relokację migrantów z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Holender postawił sprawę jasno: albo solidarność, albo (w dłuższej perspektywie czasowej) powrót granic w Unii.

Równie mocno oberwało się unijnym sympatykom Donalda Trumpa i Władimira Putina. To kolejny przytyk w stronę takich polityków jak Salvini, Le Pen, Orbán czy Kaczyński. Timmermans oskarżył prezydentów Stanów Zjednoczonych i Rosji o to, że chcą osłabić (Trump) albo nawet rozbić (Putin) Unię.

Musimy być zdecydowani w działaniach przeciwko Trumpowi i Putinowi. Jeśli tego nie zrobimy, to oni będą nadawać ton grze

- przekonywał podczas debaty w Parlamencie Europejskim.

Być może już w lipcu Timmermans będzie mieć okazję, żeby od słów przejść do czynów. Nie jako kandydat, ale nowy szef Komisji Europejskiej. Chyba, że na ostatniej prostej szyki pokrzyżują mu wewnątrzunijne polityczne układanki. A te mają to do siebie, że lubią zaskakiwać.

Let's block ads! (Why?)


http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24790360,timmermans-blisko-stanowiska-szefa-komisji-europejskiej-dla.html

2019-05-16 10:40:00Z
52781653273292

Bagikan Berita Ini

0 Response to "Timmermans blisko stanowiska szefa Komisji Europejskiej. Dla PiS-u byłby to scenariusz rodem z koszmaru - Wiadomosci Gazeta.pl"

Post a Comment

Powered by Blogger.