Ekrem Imamoglu z socjaldemokratycznej Ludowej Partii Republikańskiej (CHP) wygrał już po raz drugi. W wyborach lokalnych z 31 marca rządząca Turcją AKP wprawdzie pokonała opozycję, ale straciła dwa największe miasta: Ankarę i Stambuł, nie zdołała też odzyskać trzeciego Izmiru.
Politycy AKP nie chcieli się z tym pogodzić - przekonywali, że głosowanie w metropoliach odbyło się nieuczciwe. Ankarę w końcu odpuścili, bo różnica między dwoma pierwszymi kandydatami była tam spora (3 proc.), ale w Stambule przewaga Imamoglu nad Binalim Yildrimem z AKP wynosiła niecałe 14 tys. głosów na 8 mln oddanych.
Po tygodniach namysłów państwowa komisja wyborcza ogłosiła, że powtórka głosowania w Stambule odbędzie się 23 czerwca. Powód? „Niektórzy pracownicy w komisjach wyborczych nie byli urzędnikami służby cywilnej”, a „pod niektórymi protokołami nie złożono podpisów”.
Binali Yildrim uznał swą porażkę
Powtórka – nikt nie miał wątpliwości, że zarządzona na życzenie prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana - wzbudziła międzynarodowe protesty. W Stambule oburzeni zwolennicy opozycji wyszli na ulice, bijąc w garnki i patelnie. Gdyby i tym razem okazało się, że Imamoglu przegrał, mogłoby dojść do poważniejszych zamieszek.
Na szczęście w niedzielę wieczorem Binali Yildrim uznał swą porażkę, gdy po podliczeniu 95 proc. głosów okazało się, że jego rywal prowadzi z przewagą 53,6 proc. – Gratuluję i życzę mu szczęścia – powiedział polityk AKP i były premier.
Uradowany Imamoglu obwieścił „nowy początek dla Stambułu”, pełen „sprawiedliwości, równości, miłości”.
Kandydat CHP starał się prowadzić pozytywną kampanię. W stylu Roberta Biedronia szafował sloganami o jednoczeniu podzielonej na pół Turcji: „Przytulimy tych, którzy stawiają nam opór”. Ale raczej nie dlatego stambulczycy na niego głosowali. CHP obiecywała rozliczenie poprzedniej ekipy rządzącej miastem z korupcji i malwersacji funduszy budżetowych.
Oczekiwania, że Erdogan wreszcie przegra
Znaczenie tych wyborów wykracza daleko poza Stambuł. Powszechnie mówiło się, że to głosowanie będzie referendum w sprawie prezydenta Erdogana – zresztą to samo komentatorzy mówią o każdych kolejnych tureckich wyborach w oczekiwaniu, że Erdogan wreszcie przegra. Jednak AKP wygrywała za każdym razem od 2002 r. Aż do dzisiaj.
Partia władzy coraz bardziej autorytarnej przegrała w mieście, w którym mieszka jedna piąta narodu. Ale nie tylko dlatego ta porażka jest prestiżowa. Erdogan w latach 90. był burmistrzem Stambułu, tam zaczął się jego marsz do władzy. Wielokrotnie powtarzał – również w ostatniej kampanii - że kto wygrywa Stambuł, wygrywa w Turcji. Zgodnie z tą logiką – chcą w to wierzyć przynajmniej przeciwnicy Erdogana - utrata tego miasta to początek końca rządów AKP.
Do tego jeszcze daleko, bo kolejne wybory są planowane na 2023 r. – o ile Erdogan nie zdecyduje się ich przyspieszyć, co w obecnej sytuacji zdaje się mało prawdopodobne. Imamoglu, jeszcze niedawno polityk szerzej nieznany, wydaje się teraz naturalnym kandydatem opozycji na prezydenta Turcji.
Znając naturę Erdogana, nie będzie mu łatwo. Rząd centralny może rzucać władzom miejskim rozmaite kłody pod nogi. Kilka dni temu Erdogan powiedział, że Imamoglu może zostać postawiony przed sądem, bo rzekomo obraził gubernatora prowincji.
Wszystkiemu winne finanse?
Uważa się, że słaby wynik AKP jest pochodną coraz gorszego stanu tureckich finansów (załamanie zaczęło się od prób ręcznego sterowania gospodarką w wykonaniu Erdogana i jego zięcia Berata Albayraka mianowanego ministrem finansów). Turcja weszła w recesję, wzrosło bezrobocie, bank centralny pozbawił się większości rezerw walutowych, próbując wzmocnić kurs liry przed wyborami. Tymczasem od początku roku lira osłabiła się o kolejne 10 proc. – częściowo w reakcji na sytuację w Stambule.
Ponadto pozycja Turcji w NATO jeszcze nigdy nie była tak słaba – Amerykanie grożą jej sankcjami za zakup rosyjskiego systemu obrony przeciwrakietowej.
Trzeba teraz uważnie obserwować życie wewnętrzne AKP. Kontrowersyjna decyzja o powtórce wyborów w Stambule obnażyła podziały w partii rządzącej. Ujawnili się politycy, którzy uznali, że zaszkodzi to partii i będzie gwoździem do trumny tureckiej demokracji. Teraz utwierdzą się w swojej racji. Nie można wykluczyć, że AKP się podzieli, gdy dowiedziono, że Erdogan wcale nie jest niezwyciężony.
Można sobie wyobrazić też całkiem inny efekt przegranej w Stambule: złagodzenie antyzachodniej retoryki rządu w Ankarze i zmianę kursu w polityce zagranicznej, w nadziei odzyskania zaufania rynków oraz wyborców, którzy przeszli na stronę opozycji.
https://news.google.com/__i/rss/rd/articles/CBMiY2h0dHA6Ly93eWJvcmN6YS5wbC83LDc1Mzk5LDI0OTI4NDkyLHBvY3phdGVrLWtvbmNhLWVyZG9nYW5hLXByZWNlZGVuc293YS1wb3JhemthLXBhcnRpaS13bGFkenkuaHRtbNIBAA?oc=5
2019-06-23 18:56:46Z
52781712187672
Bagikan Berita Ini
0 Response to "Początek końca Erdogana? Precedensowa porażka partii władzy w Stambule - Gazeta Wyborcza"
Post a Comment